head

head

piątek, 18 października 2013

Set in stone



W języku angielskim jest takie wyrażenie: "set in stone", na określenie czegoś, co jest silnie utrwalone, niepodważalne, zdolne oprzeć się zmianie, czasowi, wpływowi innych...

"Zawsze szczerze powtarzam, że maratonu nie lubię, boje się go, stale ogarnia mnie przed startem lęk i niepokój. Ale staram się wierzyć, że tym razem nie będzie bolało, a jednak boli tak samo mocno! Zawsze walczę sama z sobą, z nikim innym, tylko z sobą i czasem. Nie liczą się rywalki i  nagrody. Podczas maratonu jestem tylko ja i biegnący ze mną czas."

Tak mówi w wywiadzie dla bieganie.pl Karolina Jarzyńska. Słowa te każdy może odnieść do siebie, nawet jeśli biegamy dwa razy wolniej...

Od Karoliny możemy uczyć się nie tylko poświecenia i wytrwałości ale przede wszystkim trzeźwego osądu rzeczywistości - tak długo jak nasze bieganie będzie walką z innymi, na zawodach i poza nimi, nigdy nie osiągniemy szczęścia i satysfakcji, bo zawsze będzie ktoś lepszy. Jeżeli jednak zmierzymy się z sobą i własnymi słabościami i walkę wygramy - tego zwycięstwa nikt nigdy nam nie odbierze.

Będzie utrwalone w kamieniu.

cały wywiad możecie przeczytać tutaj:

http://bieganie.pl/?show=1&cat=34&id=5926

O tym, jak łatwo wątpliwości same sieją się w sercu przekonałem się ostatnio kiedy swoje zmagania na trasie maratonu w Poznaniu opisałem na blogu na forum bieganie.pl. Prowadzę bloga od czterech lat, mam grono znajomych, których biegowe poczynania śledzę czerpiąc inspirację dla siebie. Wzajemnie komentujemy swoje wpisy, motywujemy się, wspieramy. Tymczasem mój post post-maratoński nie doczekał się ani jednego komentarza. Nie ukrywam, ze w mojej głowie postała myśl: "chyba w tym co zrobiłem nie było nic ciekawego i wartościowego". I choć myśl ta szybko znikła, pozostała refleksja, że szukanie akcpetacji i dowartościowania przez innych poprzez bieganie jest ślepym zaułkiem, że z definicji długodystansowiec jest samotnikiem i jeśli poza samym sobą akceptacji nie znajdzie, będzie nieszcześliwy.

7 komentarzy:

  1. No właśnie Qba, tylko my sami jaramy się swoimi wynikami. Niby to takie smutne, ale przecież nie o to chodzi, żeby ktoś nas poklepał i powiedział "wow, ale pobiegłeś". Liczy się to, co czujesz w środku, w duszy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paweł, jasne. Tym niemniej dobrze przekonać się też, że "w środku" czasami pojawia się taki mały chochlik, egoista łasy na pochwały, żeby nie popaść w samouwielbienie.

      Usuń
  2. Ale mimo wszytko fajnie jest jak ktoś po tych plecach poklepie. Także klepię ja gratulując pięknego czasu.

    Wiesz, jesteś już biegaczem z innej półki. Tej wyższej. Z mojego punktu widzenia (5:50min/km) robisz rzeczy kosmiczne biegnąc maraton na 3:17. Większość tak nie biega. Większość biega wolniej i myślę, że to też trochę zazdrość a trochę, taka jakby "nieosiągalność" powoduje, że za to Twoje 3:17 nie zbierasz (jakże należnych) ochów i achów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, ale przecież jestem takim samym człowiekiem. Ja wcale "lepiej" nie biegam od Ciebie, po prostu biegam dłużej - systematycznie od czterech lat. I dobrze pamiętam, jak szczytem moich możliwości było 5:50/km :) I różnica między wtedy a teraz wynika u mnie tylko z cierpliwości :) Pozdrawiam.

      Usuń
  3. O, właśnie - zgodzę się z przedmówczynią. To tak trochę, jakbyśmy mieli klepać Kiliana za wbiegnięcie na kolejną górę ;-). Takie czasy, że klepie się, jak ktoś przebiegnie swój pierwszy maraton w 5 godzin albo dychę w godzinę - bo wziął i zaczął biegać i coś przebiegł.

    Abstrahując od zjawiska - gratuluję! A czy kogoś relacją zachęciłeś? Mnie ostatnimi czasy wszelkie pomaratońskie relacje utwierdzają w przekonaniu, że maraton to nie dla mnie ;-). Chyba ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga, dzięki za miłe słowa. A dlaczego tak uważasz odnośnie własnego maratonu?

      Usuń
    2. Ach, ostatnio mam maratońskie zwątpienie (planowałam debiut jesienią 2014) spowodowane fizjologią. Mój poprzeczny platfus sprawia, że już przy dystansach w okolicach 15K czuję dyskomfort w stopach przez parę dni, a przy 20K - bolą w czasie biegu. Nie sądzę, żebym była fizycznie w stanie przebiec maraton, zwłaszcza że zawsze dochodzą ogólne kwestie maratońskie (co bardzo dobrze widać w blogorelacjach). Z jednej strony chciałabym maraton, a może i coś więcej, ale z drugiej i przede wszystkim - chcę móc biegać - tak po prostu.

      W każdym razie - pisz dalej, bo jak widzisz, są tacy, co czytają i to z przyjemnością! I poklepią, jak będzie trzeba :-).

      Usuń