head

head

niedziela, 6 lipca 2014

Wakacje :)

W ostatnim tygodniu czerwca, tuż po Biegu Rzeźnika pojechaliśmy z rodzinką nad morze. Ze względu na pracę (i finanse...) mogliśmy sobie pozwolić na tydzień odpoczynku nad naszym pięknym Bałtykiem.

Oczywiście poza lodami, goframi, wszechobecnym piaskiem, szumem fal i ciepłem słońca na skórze było też bieganie.

Nie potrafię nad morzem biegać inaczej niż boso po plaży :)

Niektórzy przestrzegają, że piasek przy samym brzegu jest ubity jak beton, że zdziera skórę, że pochylenie podłoża działa niekorzystnie, itd., itp., a ja to uwielbiam i czuję się świetnie.

Zimna woda co chwilę obmywa rozgrzane słońcem stopy, piasek i kamienie przyjemnie masują, przy okazji świadcząc usługę darmowego peelingu naturalnymi materiałami :)

Udało się kilka razy pobiegać, w tym raz szybciej i raz mocniej - w głebokim, kopnym piachu podziwiając zachód słońca.

Ech... Żyć, nie umierać, zresztą sami popatrzcie.








P.S. Piąte zdjęcie z cyklu: "Dobry wieczór, czy ma Pani chwilę, by porozmawiać o Wielkim Cthulhu?"

1 komentarz:

  1. Pierwsze skojarzenie - wzrokowe mam.
    Ten korzeń/konar/ czy co to tam - ze starym joginem mi się kojarzy, stopionum w medytacji z naturą...
    takie głupie pierwsze skojarzenia... :)
    Ale kwestię boso, po falach, ubitym piaskowym traktem - pochwalam i podzielem zachwyt i wewnętrzny imperatyw. Za wyjątkiem biegania ;)

    OdpowiedzUsuń